czwartek, 21 października 2010

Rzecz o magii staroci ...

















Witajcie ... miałam już oddalić się w kierunku sypialni i odpłynąć błogo w ramiona Morfeusza, gdyż noc już głęboka i część z Was zapewne już śni swój sen tej nocy, jedyny i niepowtarzalny, o którym jutro ktoś usłyszy, ale .. przecież to moja ulubiona godzina aktywności w pisaniu! Kusi mnie bliskość gładkiej pościeli widoczna z obecnej mojej perspektywy, ale nie dam jej jeszcze szansy, nie ulegnę pokusie! Czas, czas, czas muszę z nim powalczyć, ledwo zdążyłam lekko nadrobić zaległości i przemknąć szybko przez Wasze światy w blogi zaklęte. W moim natomiast niewielkim świecie nic ostatnio Wam nie pokazuję! Ruszam zatem w  kolejną opowieść niesiona siłą magicznej muzyki ulubionego radia kojącego właśnie duszę i serce pięknym Bolerem Ravela!

Po kolei, po kolei

Do sedna zatem, do sedna! W czasie tegorocznego lata zgromadziłam naprawdę okazałą bibliotekę miejsc magicznych, które udało mi się odwiedzić i odnaleźć na naszej ziemi ojczystej. Zebrałam, uporządkowałam i teraz czas zacząć się nimi z Wami dzielić. Pokazałam Wam już moje ukochane Koło oraz dwa magiczne i urokliwe sklepiki - Lawendę oraz The Old House. Postanowiłam wkrótce "przemeblować" mój blog, tak, żeby każde z opisywanych miejsc, tematów i wątków odnalazło tutaj  pasujące i komfortowe dla siebie miejsce. Chcę Wam pokazywać piękne miejsca, przedmioty, ich duszę i emocje, które zawsze mi towarzyszą gdy spotykam na swojej drodze poruszające i zachwyt wzbudzające  zjawiska estetyczne, na które jest szczególnie podatna moja osobista dusza... 

Targowisko staroci Kazimierz Dolny


















Zapraszam Was dzisiaj ponownie do Kazimierza, kilka kroków od rynku i oszałamiającej Lawendy jest targowisko dóbr wszelkich również tych przeze mnie ukochanych, starych, zniszczonych, niedzisiejszych czasów lata pamiętających. Nie mogłam rzecz jasna przejść obok nich obojętnie i nie uchwycić chociaż kilku, spośród oczy kolących, tęczowych chińsko-indyjską jakością wyłowionych, straganów... Zatem zapraszam na krótki spacer po wąskich, ale słonecznych i pięknych uliczkach starociowym bogactwem usłanych  ...


















Do dnia dzisiejszego żałuję, że nawet nie zapytałam o cenę, nawet nie podjęłam próby zakupu tych niesamowitych, ozdobnych korków do wina! Chyba całą swoja uwagę skupiłam na zrobieniu zdjęcia tak, żeby promienie słońca mieniące się w ich zdobieniach nie oślepiły mojego oka w aparacie, żeby wyszły, żeby je uwiecznić.. Ale ja jeszcze po nie pojadę, znajdę i kupię, a potem postawię  jako ozdobę na honorowym miejscu w moim domu ....


















Elegancki zestaw łazienkowy do salonu kąpielowego, voila! Zapraszam! Jego rozmiar rozpraszał wszelkie wątpliwości, niejedna panna zdołałaby w jednej li tylko  miarze dzbana dokonać sumiennej ablucji ... Do mojego jednak saloniku łazienką się zwącego był niestety zbyt pokaźny, inne salony były mu zapewne przeznaczone ...


















Patrząc na złotem się mieniące przedmioty usłyszałam śpiew szabasowego święta, powagę i spokój świątecznego dnia, wiele, wiele lat temu, może na tej samej kazimierskiej ulicy?
















A tutaj uroczysta, niedzielna  herbata w mieszczańskim domu, w zimowy, mroźny  dzień ...


A poza domem, w przydrożnej, pełnej gwaru, śmiechu i tańca karczmie kufel parującego grzanego wina! Chociaż w tych naszych polskich to chyba tak pięknych naczyń na te trunki nie było, przywędrowały chyba zza naszych granic ...


Instrument samotny na chłopskiej chacie wiszący, kontrast tylko uwydatnia jego niewątpliwą urodę...



















Dlaczego nie zabrałam jej z tego drzewa? Chyba nie chciałam burzyć kompozycji ....



















Kawowe młynki, do których mam wyjątkową słabość optyczną....



A na pożegnanie, przed odlotem, jakby tylko na chwilę przysiadły by odpocząć, baśniowe ptaki zielone...


Wierzę, że takich miejsc jest wiele, będę ich szukać, chwytać i uwieczniać obiektywem, pokazywać, przenosić się wraz z nimi tam daleko, do miejsc dawnych i magicznych... Dobranoc Wam Wszystkim ....

poniedziałek, 4 października 2010

Mój Dom Moja Pasja ...




















Czas, czas, czas płynie nieubłaganie, łączy niepostrzeżenie ze sobą szare, brunatne, mgliste i chłodne dni... i znowu wiele jesiennych dni minęło od ostatniego wpisu, a przecież obiecałam Wam pokazać moje mieszkanko. Wiem, że niektóre z Was miały okazję odwiedzić mnie przy lekturze marcowego numeru Mojego Mieszkania, ale tym, które nie miały tego numeru w rękach obiecałam moje niewielkie cztery kąty pokazać tutaj. Zatem z lekkim opóźnieniem, ale jednak  słowa dotrzymuję i zapraszam!

Klucze i co dalej?

Był sierpień 2007, po kilku miesiącach opóźnienia dostałam klucze od swojego pierwszego, własnego mieszkania. Trzymałam klucze w rękach, patrzyłam na puste, białe ściany pachnące farbą i betonem, za oknem las, i co dalej? I tutaj zaczął się problem ... brak konkretnej wizji, brak obrazu, co gdzie, jak ... Tylko wstępne koncepcje i punkty zaczepienia nie tworzące spójnej całości. Biało, jasno i ciepło po pierwsze, wymarzona kwiecista kanapa po drugie i koniecznie bajeczna prowansalska kuchnia jak u Przyjaciółki, która nie mogła mnie siłą z niej przemieścić na salony, bo to w jej  kuchni  było najpiękniej!  


Czas i kolejne kroki pokazały mi jak sprawy remontowo - wykończeniowe mają się w rzeczywistości, jak trzeba nabrać pokory i cierpliwości, aby powoli, bez pośpiechu czekać na natchnienie, inspiracje i realizować kolejne etapy prowadzące do wieńczącego satysfakcją i radością końca pracy! Jak przelotne spojrzenie na piękny przedmiot potrafiło namalować w wyobraźni cała aranżację kolejnego fragmentu, zakątka domu. Urocza, sentymentalna ramka, piękny świecznik, romantyczne lustro ....




Wybór  koloru sypialni był dla mnie oczywisty, zieleń zawsze kojarzyła mi się z ukojeniem, spokojem i lekkim, ale zbawiennym dla odpoczynku chłodem. Wiedziałam również, że będzie się świetnie komponowała z obrazem mojej siostry, który otrzymałam od niej jako prezent na I Komunię Świętą. Obraz przedstawia piękno majowej przyrody, soczystej zieleni i okwieconych drzew.



Koło - miłość od pierwszego wejrzenia

Na łazienkę miałam początkowo pomysł jeden, chciałam mieć umywalkę nablatową i wiedziałam, że muszę ruszyć na poszukiwania niewielkiej szafeczki, która to marzenie miała pomóc ziścić. Nie było łatwo, w sklepach z wyposażeniem wnętrz nie udało mi się znaleźć wymarzonego mebla i wtedy Dobry Duch (Mój Szwagier architekt) podsunął mi pomysł - "A może wybierzesz się na bazar staroci, na Koło? Myślę, że tam możesz znaleźć coś w stylu, który by Ci odpowiadał".  Któż by pomyślał, że będzie to początek szaleńczej miłości! Szafeczka została wypatrzona po 5 minutach obecności na targu!


Ale do tej pory, mimo usilnych prób, nie mogę sobie przypomnieć skąd pojawił się pomysł na zdjęcia do łazienki w temacie plaży retro .. wiem, tylko, że bardzo intensywnie zaczęłam poszukiwać takich zdjęć w Internecie. Zgromadziłam sporą galerię, ale do pokazania ich wszystkich zabrakło by mi ścian w łazience. Niektóre zbliżenia najciekawszych, które zostały wybrane i zaistniały w moim mini salonie łazienkowym, są tutaj .



Kolejna, "niewinna" wyprawa na Koło po inspiracje, zaowocowała zakupem dwóch komód !!! Kolejna stołem, a ... następna krzesłami! I tak oto musiałam poskromić moje zakupowe zapędy z bolesnego powodu - braku przestrzeni na kolejne, piękne przedmioty! Chwilowo również, do czego przyznać się muszę skończyła mi się cierpliwość do ich samodzielnego odnawiania i malowania, te z Was, które się tym zajmują lub kiedyś próbowały swoich sił w tej pracy wiedzą, iż nie jest to łatwe chociaż owszem, bardzo satysfakcjonujące zajęcie!  



Ach mogłabym tu pisać, pisać i pisać, o kolejnych zakupach, inspiracjach, spotkaniach, przygodach i wszystkich zjawiskach, które wpłynęły na ostateczny kształt (hmm.. czy ostateczny? Już mam nowe pomysły na małe zmiany) i wygląd mojego maleńkiego królestwa, które kocham, i które samo w sobie stało się dla mnie pasją i inspiracją do działania, i  tworzenia. Ale czy wytrwalibyście tak długo w ramach lektury jednego wpisu? Może wspomnę jeszcze o tym i owym przy kolejnej okazji. 


Chociaż skuszę się jeszcze na jedną, krótka historię o dylemacie wyboru odcienia koloru kuchni. Długi wywód Panu fachowcowi od kuchni przeprowadziłam, szeroko rozwodząc się o swoich rozterkach i pokazując trzymane w ręku próbki kolorów. Wszystkie były odcieniami bieli, jedne wpadały w żółty, inne w waniliowy, jeszcze inne w lekko szary oraz różowy .... To widziałam ja, Pan natomiast był lekko zdezorientowany, zagubiony i milczący, po czym całość mojego monologu skwitował jednym zdaniem - Wie Pani co? Kobiety podobno rozróżniają więcej kolorów od mężczyzn ...


Być może już wkrótce będę mogła Wam się pochwalić kolejną publikacją, ale to jeszcze nic pewnego, więc na razie ciiii... Kończąc fragment historii mojego wymarzonego mieszkanka, życzę Wam mimo jesiennej aury, pogodnego, słonecznego i radosnego nowego tygodnia!!! Pozdrawiam w noc już poniedziałkową!