niedziela, 25 lipca 2010

Odwiedziny przyjaciela czyli wizyta na Kole



















Myśl ta chodziła za mną już od jakiegoś czasu, chodziła to niewłaściwe określenie, po prostu boląco deptała mi po piętach! A świadomość faktu przeszkadzała jak dręczący wyrzut sumienia - od bardzo dawna nie byłam na Kole, czułam jakbym zaniedbywała i zapominała o jednym z dobrych i wiernych przyjaciół. A to przecież tu wszystko się zaczęło, na tym niewielkim, warszawskim targu staroci doznałam olśnienia i kompletnie zakochałam się w przeszłości! Uroku, klimacie i niesamowitej atmosferze  lat, które bezpowrotnie odeszły pozostawiając po sobie piękno i ducha zamkniętego w przedmiotach.  

















Targowisko na Kole tworzy swoistą mazaikę, misz-masz, który początkowo nowych odwiedzających może zniechęcać. Prawdziwe skarby i cenne  przedmioty czasami giną i bledną tu pomiędzy kiczem i tendetą. Koło to również miejsce gdzie, niektórzy próbują sprzedać wszystko.... ale ma to w sobie również swój urok - zdarza się, że fornirowane i pozłacane komody ze szwajcarskich pałaców stoją tu w towarzystwie "matrioszek" i innych  przedmiotów plastikowych i mocno kolorowych o nieokreślonych funkcjach, których duch lat 80-tych jest niezłomny.... Ale ja dobrze znam mojego dobrego przyjaciela i mnie to nie zraża, doskonale wiem, że po niezbyt uporządkowanym i przemyślanym ogrodzie jego dom jak zawsze będzie miał dla mnie wiele cudownych i zachwycających  niespodzianek.


















Wakacje, skarby i aparat

Pojechałam. Wczoraj rano w zapowiadającą burzowy dzień sobotę, nie zważając na kłębiące się, czarne chmury ruszyłam by odwiedzić Koło. Letni, lipcowy poranek przy ul. Obozowej przywitał mnie plamami jasnych, pustych, piaszczystych przestrzeni. Lipiec, sam środek sezonu wakacyjno-urlopowego, stali bywalcy - sprzedawcy również zatem w znacznej mierze oddali się letniemu, błogiemu wypoczynkowi. Żywię dla nich pełne zrozumienie. Pani Jadwiga dzięki, której mam moje cudowne komody i stół przyjeżdża tutaj zza Wrocławia, a  Pan Leszek "sprawca" moich krzeseł i małej komódki w sypialni  tworzy swoje meblowe dzieła w Czechowicach - Dziedzicach.


Meblowych czarodziei było zatem niewielu (chociaż znalazłam jedną królową szezlongu), ale drobnych cudów bezliku, spójrzcie tylko na ten zielony lekkością swą zadziwiający wózeczek, czy rdza i wichry czasu mogły odebrać mu urok? A ta królewsko rozpierającą się na podeszczowej ziemi i wyraziście, niebiańsko wręcz błękitnej, lekko przybłoconej plandece, porcelana? Dostojna sosjera,  zwiewne wręcz i zachwycające delikatnością i kruchością z kwiatów utkane filiżaneczki? 





















Aparat, który nieśmiało wyjęłam z torby wzbudził  poruszenie i zainteresowanie obecnych na targowisku sprzedawców i odwiedzających. Pierwsze słowa usłyszałam tuż nad swoim uchem próbując zrobić jak najlepsze ujęcie naziemnie zlokalizowanym bajecznym  filiżankom - "Czy próbuje Pani uchwycić  ulotną urodę porcelany?" Słowa padły z ust konesera o romantycznym spojrzeniu i rozwianych włosach... czy fotografuje Pani tylko przedmioty?" Czyżby miał ochotę na sesję? Z panem "mickiewiczowskim tonem"  spotkaliśmy się jeszcze kilkukrotnie tego dnia przy innych stoiskach bazaru ...   

"Czy jest Pani z jakiejś gazety? Czy mogę zrobić sobie zdjęcie z Panią?" To już pytania innych, zaciekawionych obecnością aparatu.


Na festiwal ! Czyli kusząca propozycja

Strasznie spodobały mi się te zegary, krążyłam wokół nich nie mogąc zdecydować się na wyjęcie aparatu, byłam lekko onieśmielona, ponieważ stoisko było połączone z kolejnym, a całością zarządzali rosłej postury Romowie ciekawie patrzący na mnie swoimi wesołymi, czarnym oczami. Nie mogłam sobie jednak odżałować i ustawiając aparat na porządane przedmioty usłyszałam "Przepraszam panią bardzo, my mamy dzisiaj w Glinojecku festiwal kultury romskiej ...a pani tak wygląda ... ta spódnica, kolczyki ... ja mógłbym po panią przyjechać samochodem...tam będzie telewizja ....może chciałaby pani pojechać ze mną?" Z uśmiechem odmówiłam, a może straciłam szansę na zostanie gwiazdą cygańskiej bohemy artystycznej? Jednak życie na walizkach to chyba  nie dla mnie.


Mnisi i secesja

Kończąc już opowieści z Koła wspomnę jeszcze o jednej historii. Bardzo spodobały mi się ozdobne kafle ceramiczne w piękne, kwiatowe ornamenty. Na widok aparatu pojawił się Pan, który owe piękności sprzedawał. W pierwszej chwili myślałam, że te urodą grzeszące kafle są z pieca rodem, ale nie -  mają niewielkie otworki do przykręcania ich do .. czegoś, pan nie wiedział do czego w oryginale były przytwierdzane, ale podobno robili je mnisi gdzieś na Śląsku w dobie secesji .... Zapytałam o cenę, "jak dla pani" cena była 100 zł za mniejszy, a 200 za większy kafel. Jak dla mnie troszkę za drogo .... Ale pan był przemiły, ucieliśmy sobie dłużą pogawędkę umawiając się na kolejne spotkanie na Kole w przyszłości.




Wpis mój zrobił się długawy, a byłoby jeszcze co opowiadać, zatem kończę "kołowe opowieści" i dzisiejsze pisanie....


Pozostawiam Was ze zdjęciami innych, wczoraj uwiecznionych na Kole pięknych przedmiotów.  
Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, i dziekuję, że mnie odwiedzacie!




16 komentarzy:

  1. Żałuję że mam za daleko na Koło, a Warszawę odwiedzam rzadko i jeżeli już to w tygodniu.
    Może kiedyś...
    Fotoreportaż cudowny.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kasiu! może kiedyś uda Ci się wybrać w taką podróż na Koło, a może masz gdzieś bliżej takie targowisko, które mile Cię zaskoczy?

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie blog,gdzie mozna poczytac.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przedmioty z charakterem i duszą I jeszcze do tego fantastyczny opis.Jestem przypadkiem, pozostanę dłużej, jeśli pozwolisz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam,zapraszam, mam nadzieję, że moje pisanie zatrzyma Cię na dłużej.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też, jeśli pozwolisz, przysiądę tutaj na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. zapraszam,zapraszam na pewno wkrótce podam kawę, herbatkę i ciasto:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zjawiskowe opowieści, z ogromną przyjemnościa sie to cztało, ach będe tu wpadać.
    A przedmioty urokliwe, te nadszarpniete zębem czasu niesamowite.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawe opowiadanie..a wiesz kogo bym widziała na szezlongu??Belle i jej stare fotografie...masz "oko" na pękne przedmioty..Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam, witam Moje Drogie, mam ogromną słabość do takich przedmiotów, będę ich nadal poszukiwać i od czasu do czasu pokażę tutaj nowe skarby:)

    A Bella tak zdecydowanie z tymi pięknymi, pulchnymi paniami z lat 20-stych i 30-stych na szezlongu:):):)

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  11. Piekne skarby! Milo popatrzec na te zdobycze. Ja tez to lubie! A tekie Kolo tez chcialabym miec, mam wprawdzie rozne takie i rzadnego nie przepuszcze, eale tu widac dobre klimaty...
    Pozdrawiam Cie cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo dziekuje za link do twojego bloga :) bede tu czesto zagladac, bo masz przepiekne i inspirujace mieszkanko!takie klimaty uwielbiam :))))pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję za odwiedziny i nieustannie zapraszam :) miło Was widzieć przy moim domowym stole i na kanapie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne przedmioty! Chyba muszę wybrać się na Koło ;)) Ale jakoś nigdy mi tam nie po drodze... :(

    Pozdrawiam ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. I znow fotoreportaż, który sprawia, że wyladowałam na Kole:) Zazdroszczę bardzo takiego targowiska staroci, u mnie nie ma takich miejsc, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń